literature

Zew Arkony

Deviation Actions

Eldinga's avatar
By
Published:
626 Views

Literature Text

Potężna puszcza, porastająca słowiańskie terytoria była pełna życia, choć z pozoru wymarła. Wszechobecną ciszę z rzadka przerywał krzyk ptaka, rzadziej jeszcze dało się słyszeć lament ginącego zwierzęcia. Puszcza od wieków rządziła się swoimi prawami, nie pozwalając, by ktokolwiek ingerował w naturalne procesy, jakie w niej zachodziły.
Z wyjątkiem bogów.
Obrali sobie miejsca, w których sami stanowili prawa. Żadna krew nie mogła być przelana w tych gajach. Dzieci puszczy to akceptowały. Ryś z zającem pod jednym drzewem nierzadko legł. Ale, gdy tylko przekroczone zostały granice świętego miejsca, powracały prawa Puszczy. Matki, Karmicielki, Nauczycielki i Karcicielki.
Wobec tej potęgi, czuł się niczym. Puszcza była taka wielka, on zaś mały, maleńki. Jak mrówka. Instynktownie odbierał sygnały od Matki. Lecz coś było nie tak- zmienił się wzrok, nie odbierał zapachów jak zwykle. Wszystko było inne… i zbyt wielkie. Był mrówką, dosłownie.
Coś było nie tak. Matka… krwawiła? Nie, nie ona. Coś innego. Coś nieuchwytnego. A wiatr ciągle szumiał swe słowa: musisz iść do… musisz iść do… musisz iść do…
Nagle zdał sobie sprawę z tego, że wie, co się stanie za chwilę. Uciekać, UCIEKAĆ! Prędzej, dopóki…
Małe, chitynowe ciało zostało zmiażdżone przez niedźwiedzią łapę.


Zbudził się zlany potem, jak co noc. Nie, nie krzyczał. Nie mógł krzyczeć. Głos wiązł mu w gardle, w umyśle przebrzmiewało echo snu. Coraz bledsze i bledsze… Do świtu pozostanie tylko niepokój, którego źródła nie będzie w stanie odnaleźć. Leżał na wznak, wpatrując się tępo w sklepienie jaskini. Svardmir przeklinał sen, uniemożliwiający spokojny odpoczynek. Żeby chociaż mógł go zapamiętać! Wiedzieć, dlaczego w środku nocy niemalże zrywa się ze swego posłania, ogarnięty przerażeniem! Jak długo to już się ciągnie? Księżyc? Dwa księżyce? Nie był w stanie tego określić. Muszę się udać do żerców, może mi coś pomogą…- przemknęło jeszcze przez myśl, zanim ponownie zapadł w sen.
Rano niczego nie pamiętał, znów. Tylko ten niepokój i wrażenie, że zapomniał o czymś bardzo ważnym…

Który to już raz zagłębiał się w puszczę? Który to już raz poznawał ją jako mrówka? Po raz kolejny sen się powtarzał, co do joty. Wspiął się mozolnie na listek kwitnącej borówki. Musisz udać się do… musisz udać się do… musisz udać się do…Wiatr niestrudzenie szeptał te słowa, tańcząc w koronach drzew, pieszcząc mchy i źdźbła traw. Znów rzucił się do panicznej ucieczki, zdając sobie nagle sprawę z tego, co zaraz się stanie.
- Arkona!- cichy szept, wydobywający się z ust mężczyzny zabrzmiał jak krzyk. Tym razem nie zginął, nie było niedźwiedzia, zmierzającego do sobie tylko znanego celu. Pamiętał.

Nie, nie wyruszył od razu w podróż. Wahał się. Z jednej strony, zbliżające się powoli święto solarne, w którym chciał wziąć udział ze względu na Radomirę, z drugiej- sen wciąż go wołał. Arkona wołała. Ślepy ni głuchy też nie był, dobiegały go wieści z rodzinnego grodu. Coraz częściej utopce widywano, boginki, rusałki. Podobno zwiększyła się aktywność dziwożon i zmor.
Czas płynął, sen stawał się coraz wyrazistszy. Zew Arkony też przybierał na sile. Im bardziej przywoływało go to miejsce, tym bardziej odpychała myśl o odwiedzeniu żerców.
Boskie prawa zostały złamane.

Sen się zmienił. Nie był już nic nie znaczącą mrówką przed obliczem Puszczy. Kroczył drogą, której nigdy nie widział, lecz jednak znał. Była jego przyjaciółką, przewodniczką prowadzącą do celu. Wiatr smagał jego młodą twarz, rozwiewał krótkie, szatynowe włosy. Szarym oczom ukazała się w końcu potężna, okrągła budowla. Ściany tak jak i lekko wypukły dach zostały wykonane z pali. Od ścian odchodziły zniżające się powoli mury. Z poziomu ziemi tego nie było widać, ale gdyby wznieść się w powietrze, jak ptak… Można by wtedy było ujrzeć zamysł budowniczych w pełnej krasie: budowla i jej mury przypominały swym kształtem i ułożeniem słońce. Jednak coś było nie tak. Ogniska, których płomienie powinny oświetlać ściany, wygasły. Wszędzie panowała martwa cisza, zaś w powietrzu unosił się dziwny zapach… Zapach ulotnionej już świętości?
Swaróg opuścił swe dominia.


Mimo niezbyt pogodnego snu, ostatecznie noc minęła spokojnie. Rankiem pozostało tylko blade wspomnienie i przeświadczenie, że musi przerwać kilkumiesięczny okres odosobnienia, mający na celu udowodnienie, że nie jest nieopierzonym, rozpuszczonym jak dziadowski bicz młodzikiem, lecz młodym mężczyzną, potrafiącym samotnie przeżyć w puszczy. Ubierając się niespiesznie, Svardmir rozmyślał nad tym, czy powinien zejść do grodu i kogokolwiek poinformować o tym, że odchodzi. O tym, że nie będzie mógł stawić się w dniu święta, że tym samym nie zostaną ogłoszone zaręczyny. Niebawem będzie księżyc, przybędzie wysłannik z grodu by sprawdzić, czy jeszcze żywie. Pewnie uzna, że został pożarty przez wilki bądź rozszarpany przez niedźwiedzia albo innego drapieżnika, albo też jakieś inne nieszczęście go dopadło. O ile rodzice dość łatwo taką wieść mogą przeboleć [ostatecznie jeszcze trójkę braci miał], to Radomira… Ach, jego słodka Radomira o kruczych włosach! Te jej usteczka, oczęta! Nie, nie mógł pozwolić na to, by wylewała za nim łzy. Muszę się z nią spotkać, postanowił w końcu, zakładając kolczugę. Jeszcze tylko łuk, sztylet i niewielki zapas prowiantu, który zgromadził na jakiś czas, by nie musieć zbyt szybko wyprawić się na polowanie. Omiótł pospiesznie grotę wzrokiem, sprawdzając, czy niczego nie zapomniał. Chyba wziął wszystko… Zapasu skór ze sobą nie weźmie, bo byłyby tylko zbędnym ciężarem, nie licząc tych kilku, które wziął celem umoszczenia sobie posłania. W zasadzie przydałaby się jeszcze włócznia, ale po tą musiałby zejść bezpośrednio do grodu, czego uczynić mimo wszystko nie chciał. Ostatecznie Radkę powinien zastać nad strumieniem, zawsze o tej porze wychodziła, by zażyć kąpieli. Ten jeden raz był zadowolony, że łamała w tej sprawie rodzicielskie i jego zakazy.

Niewiele brakowało, a rozminęliby się. Szczęściem, dostrzegł smukłą, jasną sylwetkę wśród drzew. Najwyraźniej wracała już do grodu.
- Radka!- krzyknął dość cicho, zwracając na siebie uwagę. Postać znieruchomiała, szukając wzrokiem wołającego, by w końcu z cichym piskiem rzucić się w jego stronę i uwiesić się na szyi ukochanego. Odruchowo ją przytulił, przyciskając jej drobne, lecz silne ciało do swej piersi. Dziewczyna jednak szybko oprzytomniała, odsunęła się.
- Co ty tutaj robisz? Przecież jeszcze nie czas, nie czas! Jakby nas kto teraz zobaczył…
- Wiem, co by było, nie musisz mówić- przerwał jej wypowiedź- chciałem cię tylko zobaczyć przed tym, zanim odejdę.
Umilkł, szukając odpowiednich słów. Całą drogę myślał, co jej powie, to jak na złość, wszystko uciekło! Zaś wyraz jasnych oczu ukochanej wcale nie ułatwiał mu zadania.
- O czym ty mówisz?! Jakie odejście?! Niebawem Dożynki, a ty… odchodzisz? Nie bacząc na nas wspólny los?!- głos dziewczyny załamał się. Usta zaczęły drżeć, oczy się zaszkliły, ale jeszcze nie płakała. Jeszcze…
- Radka, posłuchaj uważnie- odezwał się chrapliwie. Widać było, że cała sprawa ciążyła mu na sercu. Ech, może jednak nie powinien był się z nią spotykać?- Nie wiem, o co chodzi, nie wiem też, dlaczego to spadło na moje barki. Wierz mi, gdybym mógł, nie rozmawiałbym z tobą w tej chwili. Zobaczylibyśmy się dopiero w wyznaczonym czasie.
Umilkł na chwilę, pozwalając, by zapadła cisza przerywana ich ciężkimi oddechami. Chwila ta wystarczyła, by móc pospiesznie zebrać galopujące myśli.
- Od wysłannika słyszałem, że ruszyły się demony, co nie powinno mieć miejsca. Jasne, od czasu do czasu i tak wykazywałyby swą aktywność, ale… nie na taką skalę. Co do mnie zaś… Mam sny. Nie opowiem ci ich, bo pamiętam jak przez mgłę, wiem tylko jedno: muszę udać się do Arkony. Coś mnie tam pcha, wbrew mojej woli. Jakaś dziwna siła… nie, nie pytaj mnie, czy dobra, czy zła. Nie wiem, nie wiem! Muszę tylko…
Z każdym wypowiedzianym słowem przyspieszał temp wypowiedzi, zniżając do tego głos. Aż w końcu doszedł do gorączkowego szeptu.
- Dość- przerwała mu, kładąc jednocześnie palec na wargach młodzieńca. Może i była młodą, może jeszcze trzpiotką, traktującą niefrasobliwie pewne sprawy, ale mimo wszystko- nie była idiotką.
- Serce me krwawi na myśl, że być może naszej wspólnej przyszłości nigdy nie będzie. Ale nie zatrzymam cię, choć może powinnam prosić, byś najpierw udał się do żerców… Ufam, że wiesz, co czynisz. Idź, ale zaklinam cię na wszystkie świętości! Wróć cały, nawet jeśli nie wrócisz już do mnie. Bo ja… zawsze będę na ciebie czekać. Zawsze. Choćby nie wiem co…
- Wrócę- obiecał cicho, przyciągając ukochaną do siebie i znów tuląc do swej piersi. Jeszcze mogę się wycofać, jeszcze nie wyruszyłem w drogę, nie wiem, czy powinienem tam iść- wmawiał sobie, wdychając leśny zapach jej włosów. Była jego rusałką, kobietą, którą chciał chronić przed wszelkim bólem po kres swych dni, tymczasem sam zadał jej bolesną ranę. Może jednak trzeba było pozwolić jej myśleć, że zginął, dać jej szansę na znalezienie mężczyzny, który nie odejdzie, podążając za dziwnym zewem. Bogowie! Od tych spraw żercy przecież są, nie tacy jak on!
- Wrócę, zobaczysz-  powtórzył ze ściśniętym gardłem i bez ostrzeżenia odszedł, wypuściwszy ją nagle ze swych objęć.
Poddaję się. Tak, poddaję się! Zadowolona? To teraz spłoń!
No, wyżyłam się na swej wenie, to teraz do rzeczy.

Tekst jest boleśnie nie skończony, prawdopodobnie będzie ciąg dalszy, bo aż wstyd tak to zostawiać. Inna sprawa, kiedy uda się to kontynuować.
I tak jak z pewnością łatwo zauważyć, inspirowałam się słowiańską kulturą. W tym tekście tak bardzo może tego nie widać, ale w każdym bądź razie, wyszłam z założenia: inspiracja nie równa się wierne odwzorowanie.

Pisane na challenge organizowany przez ~MunichLover
Zasady challenge
Challenge 1 Utwory na challenge 1
Challenge 2 Utwory na challenge 2

Wykorzystane słowa-klucze: słońce, ostatnie słowo, jaskinia, opuszczona rezydencja.

PS. A i żeby nie było. Tak, wiem, nie powinno się mieszać stylów. Pierwotnie cały tekst miał być mniej więcej w takiej formie, jak jego początek, ale, ups, sam się pisał. Serio. Więc... wyszło, jak wyszło ;x
© 2012 - 2024 Eldinga
Comments58
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Acilya's avatar
Bardzo fajny tekst, czyta się swobodnie i ciekawie. Mam nadzieję, że będzie wkrótce ciąg dalszy, bo zapowiada się bardzo interesująco :)